Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją podkładu, który zrobił wielką furorę wśród amerykańskich blogerek. U Nas w Polsce dostępny jest chyba od końca 2015 roku. Ja kupiłam go w styczniu zauroczona tymi wszystkimi pochlebnymi komentarzami o nieskazitelnej i promiennej cerze. GLOW…. O efekcie utrzymującym się nawet kilka godzin.
I
zapewnienia producenta: „Wszyscy pomyślą, że z tak promienną cerą się urodziłaś”.
Born
This Way nietłusty podkład o niezauważalnym efekcie krycia, kamufluje
niedoskonałości, rozświetla skórę naturalnym blaskiem, jakbyś Born This Way.
Podkład na bazie opatentowanego kompleksu wody i orzecha kokosowego o właściwościach nawilżających z dodatkiem rozświetlającej róży alpejskiej i kwasu hialuronowego zmiękczającego i odmładzającego skórę. Niech wszyscy myślą, że z taką cerą się urodziłaś.
Według
producenta krycie jest średnie ale można je budować, poprzez nałożenie
kolejnych warstw.
Powiem
szczerze…
Oczekiwałam
wiele po tym podkładzie. Nie byłam do końca pewna zakupu, opinie pochlebne,
cena świetna ale moja mieszana cera nie potrzebowała nawilżenia. Ale miałam już wcześniej podkłady nawilżające/rozświetlające i efekt GLOW bardzo mi odpowiadał :)
W
końcu po 2 miesięcznej walce z myślami zdecydowałam się na zakup. Pani w
Sephorze dobrała mi odcień Vanilla. Sama bardzo zachwalała ten podkład, mówiła,
że bardzo dobrze się sprzedaje, że dziewczyny są nim zachwycone. No i kupiłam!
Bałam
się go otworzyć. Czekałam chyba z 2 tygodnie… Z daleka podziwiałam jego piękne opakowanie, zdobioną buteleczkę. Po pierwszym użyciu nie wierzyłam
w to co widzę. Moja cera wyglądała jak pupcia niemowlęcia. Rozświetlona,
wygładzona i większość niedoskonałości zakryta. Nie poradził sobie tylko z
moimi popękanymi naczynkami wokół nosa (ale z tym radzi sobie tylko mocno kryjący korektor). Utrwaliłam
go pudrem matującym bo moja strefa T lubi się świecić.
No
i czekałam co się stanie.
Po
pierwszych dniach używania tego produktu byłam nim zachwycona! Pomyślałam, że
może być to mój numer 1! Że może przebić Marca Jacobsa.
I
BUM. Stało się.
Po
miesiącu stosowania podkładu mojej ukochanej marki Too Faced moja cera zrobiła
się TŁUSTA. Po godzinie od nałożenia podkładu moje czoło świeciło się jakby mi
ktoś tam masło rozsmarował. Zaczął zbierać się w zmarszczkach na czole o których nie miałam pojęcia (mam przecież 25 lat!). No i przecież nie mam
kurzych łapek!
W
ogóle nie trzymał się na buzi… Ścierał się niesamowicie i ważył się w okolicach brwi.
Po
8 godzinach w pracy zamiast podkładu miałam sieczkę! A mój idealnie nałożony
bronzer zmienił się w dwie brązowe plamy. Koszmar…
Ale
dałam mu szansę.
Używałam
bazy matującej, przed nałożeniem podkładu jeszcze dodatkowo nakładałam puder.
Próbowałam nakładać go palcami, pędzlem suchym i zwilżonym, gąbeczką typu beauty
blender. Nic. Zmieniałam kremy bo myślałam, że może to jest problemem. Nic nie
pomagało…
Więc
pogodziłam się z pudrowaniem twarzy co 2, 3 godziny i używałam go tylko do
pracy. I w końcu po prawie 5 miesiącach codziennego stosowania (1 pompka zdecydowanie
wystarczyła na całą twarz) zostało go zaledwie na 2, 3 użycia! Na zdjęciu poniżej nie wygląda to aż tak tragicznie ale musicie uwierzyć mi na słowo...
Podsumowując.
Jest
to podkład bardzo dobry o średnim kryciu w stronę mocnego. Daje naturalne
wykończenie, nie widać i nie czuć go na twarzy. Jest dość rzadkim podkładem
nawilżającym. Na pewno sprawdzi się u osób posiadających cerę normalną w stronę
suchej. Dla cery mieszanej i tłustej po prostu się nie nadaje.
Dla
mnie największym problemem było ścieranie się. Nie mogłam dotykać twarzy bo po
prostu podkład zostawał mi na dłoni. Tak jakby podkład w ogóle nie zastygał na
twarzy… Resztę mogłabym przeżyć.
Pierwsze
wrażenie tego podkładu to było takie WOW. Jak on to zrobił? Jaka promienna
cera! Ale niestety już teraz wiem, że do mojej cery się nie nadaje…
Aha,
i jest bardzo wydajny :) I jak na Sephore to cena też jest fajna - 139,00 zł.
Teraz
przerzuciłam się na Loreal True Match, który czekał na test od miesiąca.
I
na tą chwilę mogę powiedzieć, że znowu NIE JEST TO PODKŁAD DO CERY MIESZANEJ I TŁUSTEJ. :)
A
Wy miałyście styczność z podkładem marki Too Faced? Czy chcecie go kupić?
Buźka!
Z całą pewnością nie jest to podkład dla każdej z nas ale da się lubić ;) u mnie sprawdza się ale używam go na zmianę z innymi :)
OdpowiedzUsuńDokładnie :) bardzo żałuję, że u mnie nie do końca się sprawdził.
UsuńNa początku zapowiadał się bardzo interesująco, ale później to błyszczenie się cery całkowicie mnie zniechęciło.
OdpowiedzUsuńJedak dobrze było przeczytać i dowiedzieć się o takim produkcie ;)
CROWDED DREAMS
Nigdy go nie używałam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy cieplutko,
Nowy post na www.twinslife.pl ♥
nie używałam, to ciężko mi cokolwiek powiedzieć ;)
OdpowiedzUsuńnowy post, zapraszam:
ewamaliszewskaoff.blogspot.com
Ładny daje efekt :)
OdpowiedzUsuńhttp://malwinabeczek.blogspot.com/
Nie używałam. Super recenzja!
OdpowiedzUsuńMÓJ BLOG - KLIK